Tak
to jakoś się składa, że wszystko się zmienia. Jakby człowiek na miejscu
nie siedział to i tak odczuje zmianę. W samym sobie...
Dzisiaj miałem dwie okazje do stwierdzenia, że ludzie zmieniać się lubią... na lepsze, na gorsze, ale zawsze.
Jestem
zdania, że zmienić nasze nastawienie do życia może tylko kop losu
naszego. Niech to będzie wypadek, odejście, pożegnanie, przekonanie się
o zdradzie kogoś, komu ufaliśmy – zawsze to stworzy z nas człowieka
innego, pozbawionego złudzeń lub wierzącego w lepsze jutro.
Iza wyjechała do Anglii w roku zeszłym – opisywałem ją – dzisiaj odwiedziła mnie u mnie w pracy. Wprawdzie nie mieliśmy
zbyt wiele czasu, bo to i gorący okres i zamieszanie, ale nawet ta
krótka chwilka pozwoliła mi zobaczyć jak bardzo się zmieniła.
Przyjechała na tydzień. To dziwne dla mnie, że jako młoda emigrantkę już
ją ta polska szarość potęgowana pogodą denerwowała (a może po prostu
tęskniła za tym kogo w tej Anglii zostawiła). W każdym razie
promieniała – aż przyjemnie było popatrzeć na tę zahukaną nie tak dawno
temu dziewczynę, która nie wiedziała co zrobić z życiem.
Uwielbiam takie zmiany – mają one w sobie coś ożywczego, młodzieńczego...
Tak
– oczywiście, mógłbym narzekać, że życie zweryfikuje jeszcze jej
optymizm, że nie ma dzieci, że nie ma kredytów, ale... nie chcę...
Dla
niej kopem pozytywnym było poznanie faceta, z którym obecnie mieszka.
To on (jako już emigrant) ją sprowadził do Anglii, załatwił pracę...
potrzebowała kogoś takiego i to dostała.
Na
drugim biegunie sytuacji Izy jest sytuacja dziewczyn y z maila, który
odczytałem zaledwie kilka godzin temu. Dawno ze sobą nie pisaliśmy.
Drogi się rozeszły...
„Miniony
rok był chyba najgorszy w moim życiu... po kolei traciłam wszystkich,
którzy byli i są dla mnie ważni. To był rok ciężkich chorób,
trudnych pożegnań i wielu sytuacji, z którymi do końca nie potrafiłam
sobie poradzić. Ale też rok, który wiele mnie nauczył i bardzo zmienił.
I chyba zupełnie wyleczył z wszelkiej naiwności.
Przekonałam się,
jak okrutna jest samotność, jaki smak mają martwe godziny, jak wygląda
życie na trasie praca-dom, dom-praca i nic poza tym, jak to jest gdy ma
się 29 lat, a dusza dobiega setki... I najgorsze chyba jest to, że
powoli zaczynam się godzić z takim stanem, przyzwyczajać, bo nie mam
siły by chcieć cos zmieniać...”
Nie
dostałem wyraźnego pozwolenia na jego publikację tego maila, dlatego
nie ujawnię ani jej imienia, ani miasta, niczego poza tą treścią – a
takich listów dziennie śle się tysiące w Polsce...
Co
jej poradzić? Czy pokazać, że nasz los leży w naszych rękach? Czy
pokazać, że z każdego bagna jest wyjście, a co cię nie zabije... i inne
pierdoły...